Kamijo kontra Jupiter

Czyli kto lepiej wyszedł na rozejściu się


Ostatnio miałam pewien nawrót na Versailles i w związku z tym pomyślałam, że poruszenie tematu rozejścia się (przynajmniej tymczasowego) wokalisty owego zespołu i reszty bandu to nie taki zły pomysł. Sprawa, co prawda, jest już stara ale to i lepiej bo mogę dzięki temu podsumować ich osiągnięcia. Na początek przybliżę, sprawę tym którzy za bardzo się w niej nie orientują.
Otóż pod koniec 2012 roku wyszło oficjalne oświadczenie, że Versailles robi przerwę w działalności na czas nieokreślony (a ile było strachu, że całkowicie rozwiązują band!). Niedługo potem fani się dowiedzieli, że Kamijo rozpoczyna solową twórczość a jeszcze jakiś czas później ogłoszono, że pozostała czwórka dalej będzie wspólnie grać choć pod nowym szyldem "Jupiter" - oczywiście z innym wokalistą. Jak się można było spodziewać, w takiej sytuacji nasuwały się wszystkim pewne wątpliwości co do tej sprawy. No bo jednak wygląda to trochę podejrzanie gdy najpierw czyta się, że zespół przechodzi na hiatus po to aby każdy z członków mógł się rozwinąć, odetchnąć itp. a potem okazuje się, że panowie właściwie nie chcieli od siebie odpoczywać... tylko ten nieszczęsny wokalista rozpoczął oddzielną karierę. Ale na szczęście szybko się okazało, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i wszelkie teorie spiskowe są tu zbędne. Panowie często ze sobą współpracują (nagrywanie w studio, support.) i od samego początku zapewniają, że popierają nawzajem swoje działalności dlatego sądzę, że fani mogą oczekiwać - oby w najbliższej przyszłości - powrotu Versailles na scenę.



Jupiter jest jednym, z tych zespołów które ocenia się pod dwoma kątami. Po pierwsze, pod kątem zasadniczej twórczości a po drugie pod kątem poprzednich dokonań i wiązanych w związku z tym oczekiwań. W wypadku tego zespołu chyba przede wszystkim chodzi o drugi punkt ponieważ mamy do czynienia z aż czterema członkami z pięciu którzy ponownie razem grają po wstrzymaniu wcześniejszego wspólnego projektu. Zatem czy udało im się wyjść obronną ręką? No niestety nie... ale na obecną chwilę pojawia się światełko w tunelu więc trzymam za nich mocno kciuki. A teraz przejdźmy do konkretów. Początki Jupitera w moim osobistym odczuciu (chodź z tego co zaobserwowałam wśród społeczności fanowskiej - nie tylko moim) były sporym rozczarowaniem. Pierwszy singiel, czyli "Blessing of the Future" uzbrojony w trzy utwory zaprezentował mało ciekawy materiał którego w dodatku nie da się nazwać inaczej jak odgrzewanym kotletem. Poniekąd rozumiem, że ciężko stworzyć coś zupełnie nowego gdy twórczy proces przebiega wśród tych samych ludzi którzy od dawien dawna wypracowali sobie swój styl ale serwowanie fanom tego samego pod innym szyldem nie wydaje się być dobrym rozwiązaniem. Powiem szczerze, że kolejne wydawnictwa również mnie nie urzekły choć wydały mi się lepsze od pierwszego singla. Być może dlatego, że zaczęły się pojawiać istotne różnice między Versailles a Jupiterem. Aż w końcu nadszedł czas "THE HISTORY OF GENESIS" dzięki któremu wydaje mi się, że zespół może się całkiem pożegnać z porównywaniem do macierzystego zespołu. Album ku mojemu zdziwieniu zawiera sporo bardzo dobrych utworów które nawet z chęcią odsłuchiwałam kilkukrotnie co wcześniej w wypadku tego zespołu mi się nie zdarzyło. Jednak moja opinia, dosyć gorzka, wypływa z samoistnie nasuwającego się porównania Jupitera z Versailles bo gdyby ocenić Jupiter sam w sobie to z całą pewnością jest to zespół który można polecić. Muzycy znają się na swojej robocie i tworzą technicznie dobre jak i interesujące (różne przejścia, sporo solówek gitarowych itd.) dla słuchacza kompozycje które jednocześnie nie tracą lekkiej i przyjemnej dla ucha melodyjności. No właśnie, melodyjność i lekkość. To są chyba główne cechy które odróżniają Jupiter od Versailles (oczywiście poza wokalem). Versailles, chodź ma w sowim repertuarze według mnie lepsze piosenki to są dużo bardziej "sztywne", pompatyczne. Melodia istnieje ale jest dużo bardziej zagłuszona przez wszelkiego rodzaju muzyczne ozdobniki. Nie ma tam miejsca na prostotę czy oddech. A to wszystko było jeszcze podkreślane dramatycznymi zmaganiami Kamijo z własnym wokalem - tudzież, jego delikatnym brakiem. Ostatecznie Versailles bym opisała jako zespół bardziej wyrazisty - czy to wada czy zaleta zależy już od gustu danej osoby. Jupiter natomiast odrobinę stonował i między niesamowitymi riffami i ciągle bardzo szybką i dźwięczną perkusją znalazł miejsce na odznaczającą się wyraźnie melodię bądź nawet niekiedy na naprawdę ogromne wyciszenie instrumentów i postawienie na prostotę, dla przykładu, polecam utwór "THE MOON" - cichy, łagodny, melodyjny, gdzieniegdzie okraszony cudownym pianinem. Według mnie, coś nieziemskiego. Tylko zamknąć oczy i się wsłuchać. To jest chyba najistotniejsze posunięcie w działalności Jupitera, zrezygnowanie ze zbędnych dźwięków i ozdobników. Często docenienie prostoty jest dużo większą sztuką niż nadużywanie swoich umiejętności co występuje w Versailles. Być może powinnam nazwać to postępem i zapewne nim jest w oczach wielu ludzi jednak ja określę to jako "krok w bok", poszerzenie swoich horyzontów jednak nie ruszenie na przód - dlaczego? Ponieważ w jakiś sposób, nadmiar wszystkiego w Versailles był genialną sztuką. Jestem gotowa się pokusić o stwierdzenie, że o ile muzyka Jupitera jest dużo bardziej przystępna o tyle do nazwania ich genialnym zespołem jeszcze daleko (ale porównując ich z obecną sceną VK to i tak są lata świetlne przed większością ). Chodź muszę przyznać, że mają w swojej twórczości dwie perełki które niezwykle dobrze im wróżą, mianowicie wcześniej wspomniane "THE MOON" i"Church Candle" - no, z resztą w końcu to ci sami genialni i niepowtarzalni muzycy którzy tworzyli Versailles - teraz muszą tylko znaleźć drugą ścieżkę która zaprowadzi ich na sam szczyt.
Kolejną rzeczą, a raczej osobą którą pragnę omówić jest nie kto inny jak Zin. Nowy wokalista ma przyjemny dla ucha wokal który nawet nie załamuje się przy każdej pierwszej możliwej okazji (tak, tak, pozdrowienia dla Kamijo xp). No i gdyby nie łagodna barwa Zina wrażenie złagodzenia muzyki Jupitera było by mniej widoczne. Fajne jest to, że wokalista wydaje się rozwijać wraz z działalnością zespołu. Bardzo mi się podoba jak eksperymentuje ze swoim wokalem w piosenkach takich jak np. "Red Carnation"czy "SACRED ALTAR". Teksty jednak pozostawiają sporo do życzenia. Wydają się dosyć dziecinne a dobór słów przypadkowy. Czasem mam wrażenie nawet, że autor nie do końca sam wiedział o czym chciał pisać. Dlatego na chwilę obecną raczej nie sięgam do tekstów Jupitera, ale może w przyszłości będzie lepiej. Tak więc w ostatecznym rozrachunku myślę, że Zin jak najbardziej robi dobre wrażenie i pasuje jak nikt inny do Jupitera a przede wszystkim sporo wkłada w niego od siebie. Chodź zabił mnie swoim kostiumem w teledysku do "Arcadia" - jedyne co sobie pomyślałam, to, że bardziej czegoś w stylu Kamijo nie mógł już chłopak wymyślić. xD  W innych wypadkach jego stroje czy też reszty zespołu jakoś szczególnie nie przykuwały mojej uwagi. Chodź muszę przyznać, że Teru ma upór. Zastanawiam się czy kiedyś będzie nam dane zobaczenie go w innym stroju niż wariacja na temat przykrótkich spodenek i kusej koszulki :D

W przypadku Kamijo, muszę się przyznać, do pewnej omyłki. Gdy tylko ogłoszono, że rozpoczyna
działalność solową w mojej głowie (nie wiedzieć czemu) wykształcił się obraz przystojniaka z długimi blond lokami, śpiewającego przyjemne ballady - taki drugi Gackt. Powinnam się domyśleć, że Kamijo nie jest z tych którzy by porzucili swoją stylistykę... ale słowo daję, że do samego końca wierzyłam w Kamijo-Gackta. XD Jakie to było zaskoczenie z mojej strony gdy widząc pierwszy teledysk i słuchając pierwszego singla nie zobaczyłam ani nie usłyszałam tego czego oczekiwałam. Ale to nie tak, że poczułam się zawiedziona bo zaprezentowany materiał jest naprawdę dobry. Co prawda, znów mamy do czynienia ze zjawiskiem "tak bardzo podobne do Versailles" ale w wypadku Kamijo bardziej dotyczy to tematu ubioru i wizualizacji, nie wypada to jednak źle w mojej ocenie ponieważ to właśnie on zawsze podkreślał w zespole swoją fascynację tematem - Francja, wampiry itd. - a także jest pomysłodawcą założenia owego bandu (wraz z Hizakim). Z resztą jego stylistykę "na księcia" widać już za czasów Lareine. Później ją już tylko dopracowywał. Miłym zaskoczeniem była za to muzyka którą zaprezentował. Przede wszystkim w twórczości Kamijo muzyka klasyczna odgrywa dużo ważniejszą rolę niż w Versailles a także nie brak tu nietypowych brzmień - choćby "Moulin Rouge" albo "Grazioso" (choć wiadomo, że jego muzyka nie jest całkiem pozbawiona podobieństw do poprzedniego zespołu). Prawdę mówiąc właściwie każda jedna melodia, każdy jeden utwór jest kunsztowny, przepiękny i dopieszczony w każdym najmniejszym szczególe. Są to wręcz kilkuminutowe dzieła sztuki. Od samego początku solowej kariery Kamijo do teraz. Ale wychwalam tak tylko samą muzykę bo wokal pozostawia wiele do życzenia. Prawdę mówiąc, jakby tak chcieć podsumować (czysto technicznie) poczynania solisty przed mikrofonem... to nie zostawiłabym na nim suchej nitki. Ale praktycznie, wbrew wszelkiej logice naprawdę uważam, że muzyka i jego wokal tworzą nieodłączną całość. Całość która jest bliska doskonałości. Ah co tam - po prostu doskonała! Poza tym trzeba docenić wysiłki chłopaka bowiem w "Dying-Table" growluje, co wcześniej mu się nie zdarzało z tego co pamiętam. Cóż, to chyba znaczy, że Kamijo się nadaje na frontmana skoro ludzie lubią go słuchać mimo, że nawet nie potrafi zanadto śpiewać - a przynajmniej jest bardzo specyficzny w tej sztuce. xD Teksty oczywiście dalej pozostają w tej samej stylistyce - bardzo nierównej. Czasem są odrobinę tajemnicze, romantycznie i z wieloma ozdobnikami językowymi. Wtedy śmiało, można je nazwać czymś przepięknym. Aż chciałoby się ciągle szeptać te słowa. Ale czasem jak przejdzie do infantylności i jakiejś takiej... toporności w wyrażaniu się to wtedy jego teksty stają się nie do przełknięcia. Naprawdę, lepiej tego nie czytać... Ale przynajmniej zawsze jest wierny swojej ulubionej tematyce, to jest wampiryzmowi. Ostatnią rzeczą o której warto wspomnieć są teledyski. Wydawnictwa z okazji  "Louis ~Enketsu no La vie en Rose~" (fani Many-samy będą usatysfakcjonowani oglądając ten teledysk) i Symphony of The Vampire (dłuższy, bo aż 30 minutowy filmik prezentujący kilka utworów o tle historyczno-fantastycznym) całkiem mi się podobały. Były proste ale ładnie nakręcone na czarnym bądź ciemnym tle z poświatami co przydawało przyjemnego, odrobinę tajemniczego klimatu (późniejsze teledyski to niestety nic ciekawego ani nawet szczególnie ładnego). No i chyba najważniejsze, Kamijo poszedł krok dalej w kreowaniu swojego stylu - wręcz świata - scenicznego. Dał fanom więcej domysłów, więcej różnych powiązań i zdarzeń do których nawiązuje. Ale nic więcej nie będę zdradzać, zainteresowanych zachęcam po prostu do zapoznania się z twórczością Kamijo (na dobry początek polecam zacząć właśnie od zobaczenia i usłyszenia Symphony of The Vampire) .
Taka wizja Kamijo-Gackta XD


Podsumowując oba projekty są dobre i grzechem byłoby się nie zapoznać z ich działalnością szczególnie jeżeli przepada się za muzyką Versailles. Ale ściśle nawiązując do tematu posta: kto na tym lepiej wyszedł? Bez wahania odpowiem, że bezprecedensowo to Kamijo pokazał klasę robiąc coś co obecnie jest bardzo trudno spotkać - mianowicie tworząc ze swojej muzyki sztukę.

(Chodź biorąc pod uwagę fakt, że Jupiter zagrał w Polsce jak tylko miał okazję zawitać do Europy a Kamijo o nas zapomniał to powinnam jednak inaczej sformułować ostateczną odpowiedź xD)