Cudowny marzec - Comeback: XIA Junsu

XIA Junsu - Flower
Moim osobistym zdaniem XIA jest obecnie jednym z najznakomitszych artystów jakimi k-pop może się chwalić. Za każdym razem ten muzyk serwuje rozrywkę na najwyższym poziomie zarówno jeżeli chodzi o samą muzykę jak i śpiew czy taniec. Dlatego jego trzeci album, Flower jest oczywistym (i kolejnym) sukcesem.
Flower jest najdłuższym albumem, który będę omawiać w tym cyku postów ponieważ posiada aż trzynaście utworów - i najbardziej rozbieżnym. Nie jest tak spójny jak EXODUS, The Beat Goes On czy nawet Hawwah, ale ten fakt nie powinien raczej nikomu przeszkadzać w odbiorze utworów które są w większości przypadków prawdziwymi perełkami. Za to co jest naprawdę warte zaznaczenia to fakt, że na "Flower" ewidentnie słychać, że Junsu coraz bardziej posuwa się w stylistykę muscialową. Czy to dobrze, czy źle to już pozostawiam każdemu do osbistego osądu.
Pierwszą piosenką na liście jest "Reach". Zdecydowanie cudowna ballada. I jak w przypadku chyba każdej ballady serwowanej nam przez XIA Junsu mamy tu do czynienia z instrumentalnym podkładem muzycznym. Akurat w tej wersji, bez żadnych większych ozdobników jak to często bywa. W zamian za to pod koniec utworu wchodzą chóry a głos Junsu wznosi się przy niemal każdym słowie. Coś cudownego... naprawdę niezwykła emocjonalność.
"Butterfly" również jest balladą ale w niej podkład muzyczny jest wzbogacony o skrzypce. W brzmieniu jest żywszy i bardziej rozbudowany. Można powiedzieć, że bardziej widoczny. Mimo to wokal dalej pozostaje elementem który skupia największą uwagę.
Trzecim utworem jest "Flower" promujące cały album. Jest to zarówno zachwycające dzieło co nietypowe. A więc fani nieskomplikowanego popu zdecydowanie nie miają czego tu szukać. Piosenka ta jest głębokim ukłonem w stronę musicali. Jest wzniosła, pełna napięcia i bardzo złożona.
Instrumenty klasyczne, chóry, kobiecy wokal operowy, rap Tablo, powolna mowa jak i wysoki śpiew Junsu- to wszystko ma miejsce w jednym utworze. A należy jeszcze nadmienić - że piosenka w żadnym wypadku nie brzmi jednostajnie. Raz zwalnia, raz przyspiesza, czasem niemal całkowicie się zatrzymuje. Chyba jedyną regułą jaką dostrzegam jest narastanie i nakładanie się wielu elementów przy refrenie, szczególnie przy tym ostatnim. Ale czy ten cały harmider tworzy piosenkę która może się podobać? Sądzę, że tak i nie. Wydaje mi się po prostu, że jest to ten typ piosenki którą albo się kocha albo nienawidzi. Po stokroć warto posłuchać "Flower" - ale to czy włączycie ją jeszcze raz, nie jest wcale rzeczą pewną. Na zachętę powiem, że dla mnie to jest muzyczne arcydzieło. Sztuka a nie rozrywka mimo, że to drugie również zapewnia.
"My Night" jest balladą w której mamy do czynienia głównie z duetem "pianino&wokal" - ale usłyszmy również gitarę akustyczną, skrzypce jak i kilka partii innych instrumentów smyczkowych. Warto też wpsomnieć że w niektórych momentach wokal Junsu jest wspierany przez Naula z Brown Eyed Soul co daje naprawdę cudowny efekt. Według mnie jest to tak przepiękny utwór, że aż ciężko to opisać słowami.Ten, kto nie posłucha tego utworu po prostu będzie stratny... dlatego zachęcam do nie popełnienia tego błędu.! :D
"Out of Control" jest pierwszą piosenką na tej płycie która jest typowym, elektronicznym utworem popowym. Jest to dobra piosenka choć raczej nie powalająca na kolana. I o ile zawsze uwielbiam słuchać Junsu, także oczywiście w tej piosence, to chyba jednak najfajniejszym momentem utworu jest gościnny występ YDG. Facet brzmi po prostu genialnie a więc i sama piosenka wiele w tym momencie zyskuje. A prawdę mówiąc, jestem niemal pewna, że gdyby cału utwór wykonywał YDG to dużo bardziej by mi się podobał... - zatem jest to raczej piosenka pasująca do rapu niż do wokalu. Ale w tym wszystkim - i tak ją lubię taką jaka jest.
Kolejna piosenka również jest popowym kawałkiem - ale tym razem - jest naprawdę genialna. Mowa tu o "X Song". Dla mnie, jest to ten typ utworu który automatycznie podsuwa nam jakieś skojarzenie, obraz - albo bardziej wydźwięk. I w moim odczuciu "X Song" jest kwintesencją zmysłowości mocno zabarwionej erotyzmem. Podkład muzyczny jest utrzymany w niskiej tonacji ale jest szybki a wokal Junsu jest bardzo kuszący, w gruncie rzeczy przypominający bardziej zmysłowy szept niż śpiew - unosi się jedynie odrobinę przy refrenie i przy "baby". Ta piosenka, mimo, że prosta - jest pewnego rodzaju majstersztykiem. W końcu nie każda, potrafi przyprawić dziewczynę o rumieńce... Jest jednak jeden przeogromny minus tego utworu - mianowicie choreografia stworzona do niego. O ile normalnie, uwilebiam układy Junsu tak tu taniec jest totalnym zaprzeczeniem dla piosenki - tak dusznej i seksownej (jeśli taka może być piosenka, lol). Okey, początek jest niezły, dostajemy sporo kocich ruchów a potem... wysuwanie szczęki i machanie ręką jak jacyś marni, podwurkowi hip-hopowcy - w górę i dół. Jak bym mogła, to bym złożyła pozew w tej sprawie...
License to Love nie należy do moich ulubieńców na tej płycie. Jest to rodzaj powoli rozkręcającej się piosenki - cicha przy zwrotce, żeby w czasie refrenu rozbrzmieć dużo głośniej. Utwór jest przyjemny ale prawdę mówiąc niezbyt ciekawy - może ewentualnie końcówka jest nieco lepsza od reszty utworu - ponieważ Junsu pozwala sobie tam na sporą swobodę i popisy wokalne - a jak wiadomo akurat wokal Junsu jest bezbłędny w każdym jednym utworze.
Miusical in Live - o tak, zdecydowanie ten tytuł oddaje charakter piosenki. Melodia jak i tekst natychmiastowo przenoszą słuchacza na Broadway. Sama aranżacja utworu według mnie to istny majstersztyk który zachwyca a dodatkowo Junsu doskonale odnajduje się w tej musicalowej estetyce co razem daje naprawdę genialne połączenie. Zdecydowanie jest to utwór któremu warto poświęcić uwagę. 
Z "Love you more" ponownie zbliżamy się do klimatu ballad - no przepisowa to ona nie jest. Podkład do najwolniejszych ani najcichszych nie należy niemniej sam utwór pozostaje wolny, dosyć rzewny z przyczyny takowego wokalu (który tak swoją drogą według mnie doskonale oddaje emocje podmiotu z tekstu). Piosenka nie jest odkrywcza - ale mimo wszystko jest naprawdę urzekająca.
F.L.P   ...no tak... hymmm.... zastanawiał się ktoś kiedyś jak mogłoby wyglądać koreańskie disco polo? Jeżeli tak, to wydaje mi się, że Junsu udało się udzielić na to pytanie odpowiedzi.
ps. Ku zgrozie świata ta piosenka może się podobać po którymś odsłuchaniu (przekonałam się na własnej skórze), właściwie to nawet bardzo...
Wraz z "Hello Hello" znów wpływamy na znajome wody. Jest to kolejna ballada, o niezbyt wymyślnym podkładzie nie licząc przepięknego saksofonu który w niektórych momentach piosenki wybija się na pierwsze miejsce - niemniej tylko w momentach gdy Junsu nie śpiewa bo wokal w tym utworze jest zdecydowanie dominującym elementem. Ogólnie piosenka łatwo wpada w ucho, szczególnie wyjątkowo melodyjne słówka "Hello Hello".
"Hate Those Words" jest już maksymalnym zwolnieniem tempa. Pianino, wokal - i to wszystko co ma ta piosenka mniej więcej do połowy całego nagrania - ale to już wystarcza by oczarować słuchacza. W drugiej połowie dochodzą instrumenty takie jak np. skrzypce czy perkusja a wokal staje się intensywniejszy, dramatyczny. Jako całość, piosenka jest kolejną balladą koło której nie da się obojętnie przejść.
No i ostatni tytuł z albumu - "Love Breath" - zaskoczę Was wszystkich, jest...balladą - nie spodziewaliście się co? W tej piosence mamy do czynienia z triem - skrzypce, pianino, wokal. Jest to już sprawdzony patent - i naprawdę działający. Nie jest to co prawda moja ulubiona ballada ale za każdym razem gdy gdzieś mi się przewija z przyjemnością jej wysłucham.

Jeżeli chodzi o teledyski, to jest tylko jeden, do "Flower" i nie kryję mojego rozczarowania z tego powodu.Przy takiej ilości piosenek możnaby wydać choć jeszcze jedno MV. No ale cóż... marzenia.


Teledysk jest interesujący, pomysłowy i zrealizowany z rozmachem. Dla niektórych być może minusem może być fakt, że nie przedstawia raczej żadnej większej historii. Jest bardziej zlepkiem kilku scenek, ujęć (ale za to jakich!). Prawdą, też jest, że ktoś całkiem mądrze rozłożył wszystkie ujęcia: są te które skupiają się na ukazaniu (naprawdę genialnego i pasującego do przedziwnego utworu) układu jak i te na których coś się dzieje. Wszystko jest pod tym względem wyważone dzięki czemu tym milej się ogląda ten teledysk. Ogólnie, sam klimat jest tajemniczy, może nawet nieco mroczny mimo, że występują (i to w dużych ilościach) w nagraniu jasne kolory takie jak czerwień, złoto czy biel. Są jednak ciekawym kontrastem dla mrocznego świata jaki jest ukazany w teledysku. Jedynym minusem w moim osobistym odczuciu jest ostatni strój Junsu. Te złote getry i coś w rodzaju zbroi...raczej mu nie służą.        

-----------------------------------------

Tak więc w sierpiu w końcu zakończyłam "marcowe posty". Takie lenistwo, trochę wstyd ... xP
Ale mam nadzieję, że było na nie warto czekać.^^
Prawdę mówiąc, miałam w planach napisać o koncercie Dir en grey'a w Polsce, który tak swoją drogą, był naprawdę genialny. Ale nie wiem czy jeszcze pamiętam z niego jakieś szczegóły... tak więc będę próbowała wysilić swoją pamięć ale nic nie obiecuję.
A tak przy okazji, blog miał niedawno swoją drugą rocznicę. Hip hip hurra! *fajerwerki*
Raczej nie zamierzam nic w nim zmieniać z tej okazji ale mogę Wam zdradzić, że trzy najchętniej czytane tematy (w takiej właśnie kolejności) to:
Wielkie, wielkie dzięki, wszystkim któży poświęcają swój czas na czytanie moich wypocin i obyśmy kolejny rok również spędzili razem. :D
No to...do kolejnego postu! : * 

Brak komentarzy: